O ile dynamiczne i intensywne ćwiczenia lubię wykonywać w domu, o tyle do pilatesu nie jestem w stanie się zmusić. Narodził się więc pomysł spróbowania zorganizowanych zajęć. Wraz z koleżanką zapisałyśmy się na pierwsze zajęcia. Oczyma wyobraźni widziałyśmy już siebie jako smukłe, gibkie i bardzo rozciągnięte. Z niecierpliwością oczekiwałyśmy na pierwsze zajęcia, aż wreszcie nadszedł ten dzień. Zajęcia miały się rozpocząć o 20, więc na ten dzień zaplanowałyśmy sobie trzydziestokilometrową rundkę rowerami, szybki prysznic, a potem pilates na zwieńczenie dobrego fit dnia.
www.dobryruch.pl
Zaczęło się nie najlepiej. Rowery się przeciągnęły, więc na pilates wpadłyśmy zziajane i odrobinkę spóźnione. Ale pełne dobrych chęci złapałyśmy matę i dołączyłyśmy do grupy. Prowadząca pokazała nam kilka wskazówek jak wykonywać prawidłowo ćwiczenia. Starałyśmy się je robić jak najlepiej, następnie przyszła pora na mięśnie brzucha, następnie kilka ćwiczeń na pośladki i uda (ćwiczenia bardzo podobne, jak te z mel b), dalej rozciąganie kręgosłupa (moja myśl: ale super, wreszcie mam czas poleżeć, poodychać i zadbać o kręgosłup), dalej rozciąganie nóg. Minęło około 40 minut, myślę: super, trochę poleżałyśmy, rozgrzewka zrobiona, teraz zacznie się prawdziwy trening, już się nie mogę doczekać. Nasze wrażenia były jak najbardziej pozytywne i oczekiwałyśmy dalszego ciągu treningu, aż tu nagle zajęcia zwyczajnie się skończyły... Generalnie poleżałyśmy trochę, kilka wdechów, machnięć nogą i brzuszków, szybkie rozciąganie i koniec.
Nie wiem czy trafiłyśmy na kiepskie zajęcia, czy może tak wszędzie wygląda pilates.. Zdecydowanie po nim nie stałyśmy się gibkie i rozciągnięte, co gorsza podejrzewam, że nawet po pół roku zajęć nie byłoby świetnych rezultatów. Jestem zaskoczona, bo przeczytałam mnóstwo artykułów zachwalających pilates. Miało być tyle plusów, jest rozczarowanie.
Co gorsza na te zajęcia uczęszcza wiele kobiet w średnim wieku, z nadzieją na poprawę sylwetki. Każda aktywność jest dobra, ale jeśli ktoś chce zrzucić troszkę ciałka to taki trening, na którym byłam, nawet dwa razy w tygodniu da bardzo niewiele. Zwłaszcza, jeśli na pilates jedzie się samochodem, następnie spokojne ćwiczenia 40minut, a potem duża kolacja, 'bo przecież poćwiczyłam i mogę'. Nie chce absolutnie skreślać, ani negować pilatesu, ale gdzieś głęboko w głowie świta mi myśl, że bombarduje się nas tezami, że takie, a takie ćwiczenia są super, dają rewelacyjne efekty w postaci rewelacyjnej sylwetki w szybkim czasie itd. A może czasem lepsze są najprostsze rozwiązania? Zwykły spacer, bieganie czy rower i mniej spożywanych kalorii? :)
Jednak z racji, iż uważam, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować, teraz pora na wypróbowanie reszty rodziny: jogi i callaneticsu. ;) Może tu będzie więcej szczęścia.
Ciekawa jestem, czy ktoś z Was ma dobre wspomnienia związane z pilatesem i może śmiało polecić taki typ aktywności.
Zresztą bez względu, czy jesteście fanami pilatesu, czy też nie, najważniejsze to znaleźć motywację do ćwiczeń. ;) Miłej soboty wszystkim! :)
Pozdrawiam,
Ajwonkaa