sobota, 31 października 2015

Sezon na wciągnięty brzuch zakończony.. ;) Mimo to nie daj się jesieni!

Wyzwania 'piękna figura do lata' już dawno zakończone. Krótkie spodenki, mini spódniczki i topiki pewnie już pochowane głębiej w szafie, w końcu już najwyższa pora na swetry i kurtki. Jak nie dać się jesieni? Jak znaleźć motywację do ćwiczeń w deszczowe i ponure dni, kiedy w końcu nie trzeba wciągać brzucha?:) 



Dla mnie osobiście dużo łatwiejsze jest wyjście pobiegać w słoneczny, ciepły dzień. Obecnie dzień jest krótszy, szybciej robi się ciemno. Nie brakuje powodów do zrezygnowania z treningu.



Nie czekaj na wymarzoną pogodę. Spróbuj siłowni, zajęć zorganizowanych albo ćwiczeń w domu. Nie szukaj wymówek.

Jesień kusi.. Po co się męczyć skoro można by włączyć film, opatulić się kocykiem i podjadać chipsy?


Nie trać formy, ani tego, co osiągnęłaś, do tej pory. Jesień to dobry czas na podsumowanie formy, zrobienie rachunku sumienia ze zrealizowanych celów i osiągniętych rezultatów. To prawda, że możesz przytyć, bo ukryjesz to pod swetrem, ale nie warto. Podejmij któreś z wyzwań sylwestrowych i zacznij nowy rok inaczej. Nie od postanowień: 'zacznę ćwiczyć', a od postanowień: 'będę kontynuować regularne ćwiczenia'. Bądź z siebie dumna 1. stycznia. Nie bądź tą z wielu biegnących w popłochu 3. stycznia do siłowni, bądź tą, która będzie kontynuować swój plan treningowy i krok po kroczku osiągnie wymarzone rezultaty.

Nie daj się jesieni! Walcz o piękną sylwetkę niezależnie od pogody i pory roku; rób swoje i nie przestawaj! :) 

Pozdrawiam,
Ajwonkaa

sobota, 17 października 2015

Kilka miesięcy bez ćwiczeń, ale z dietą - efekty. ZAUFAJ SWOJEMU ORGANIZMOWI!

Heejj.. po przerwie ;)

Za dużo w pracy, za dużo nadgodzin, zbyt wiele czasu na studiach, mało czasu na życie prywatne, jeszcze mniej na bloga.. W każdym bądź razie, cieszę się, że już jestem! ;)

Nie będzie to łatwy post i długo myślałam, jak go sformułować, by nie zadziałał na nikogo demotywująco. Przez ostatnie miesiące potrafiłam pracować od 7 rano do 1 w nocy.. tak, to prawda. Pomijając temat pracoholizmu, nie miałam czasu na nic, a już na pewno nie na ćwiczenia. W skrócie: mam za sobą kilka miesięcy naprawdę sporadycznych ćwiczeń, ale na szczęście z prawidłowym bilansem kalorycznym (stres i brak czasu nie sprzyja podjadaniu). 

Każdy, kto zetknął się z tematem diety i ćwiczeń, na pewno nie raz słyszał, że na idealną sylwetkę składa się w 80% to dieta, a ćwiczenia to jedyne 20%. Ja też znałam ten frazes, ale nie ma się co oszukiwać, nigdy w niego nie wierzyłam. Ćwiczenia sprawiały mi zawsze radość, dieta była problematyczna i męczyła. Kilka lat temu miałam nawet motto; 'skoro biegam, mogę jeść wszystko, bo przecież spale te kalorie'. Wprawdzie zmądrzałam, ale i tak zawsze bardziej ceniłam ćwiczenia niż dietę. I wiecie co? Wystarczyło kilka miesięcy życia na intensywnych obrotach, bym wreszcie przekonała się na własnej skórze o wyższości diety nad ćwiczeniami.

źródło: www.motywujemy24.pl

Zmniejszyłam ćwiczenia, aż doszłam do jednego treningu na tydzień. Myślę, że ratowało mnie troszkę to, że chodzę do pracy, z pracy i praktycznie wszędzie na nogach, więc miałam chociaż 40 minut, do godziny spaceru dziennie. Do tego duży stres i brak czasu sprawiał, że nie myślałam o jedzeniu, nie miałam na nie czasu, jadłam tak żeby przeżyć. Pewnie wywołam tym, co zaraz napiszę burzę, ale powiem tak: zdałam się całkowicie na mój organizm. CAŁKOWICIE. Jadłam, gdy czułam głód, potrzebowałam owoców, jadłam owoce, pachniała mi szynka, jadłam szynkę, otwierałam lodówkę i leciała mi ślinka na ser biały, jadłam ser biały, marzyłam o czekoladzie, pozwoliłam sobie na czekoladę. Nie pilnowałam się, nie liczyłam kalorii, nie podjadałam, nie obżerałam się. Powtórzę jeszcze raz, TOTALNIE ZAUFAŁAM SWOJEMU ORGANIZMOWI. Zdarzyło mi się zapomnieć o jedzeniu, ale organizm/żołądek/albo potoczne kiszki (te, które marsza grają), przypominały mi: 'ej, mała, zjedź coś, jesteśmy głodni, potrzebujemy paliwa!'. Nie pilnowałam godzin między posiłkami, tego, że nie można jeść ileś godzin przed snem albo że owoce to tylko do 13. Jadłam jak potrzebowałam, nie ćwiczyłam.. i wiecie co? Zeszczuplały mi nogi, zszedł z nich nadmiar mięśni i zniknęły kompleksy.. To dopiero paradoks, ćwiczyć, żeby mieć piękne ciało i nóżki, a w konsekwencji aż za bardzo się umięśnić i nabawić się kompleksów.. Kobieta potrafi nie takie rzeczy robić! :D

Wracam powolutku do ćwiczeń, biegam raz - dwa razy w tygodniu po 30 minut, dalej spaceruje, czasem pojadę w góry na pieszą wycieczkę, czasem wsiądę na rower. Bez spiny, bez planów treningowych, bez presji, nie 6 dni w tygodniu po 2 godziny dziennie. Jem zdrowo, czasem pozwolę sobie na coś niezdrowego, ale potem w sumie żałuję, bo lubię się czuć lekko. Rzadko piję alkohol, bo boli mnie na drugi dzień po nim żołądek. Słucham mojego organizmu, a on daje mi znać, że nie lubi kebaba, źle znosi piwo, colę i w sumie to lubi wodę, zieloną herbatę i ciemnie pieczywo. Dzień przed okresem zjadam 3 paczki chipsów i 2 czekolady, pozwalam sobie na to, bo wiem, że to jeden taki dzień w miesiącu.

źródło: www.google.pl

Czy wrócę do ćwiczeń? Oczywiście! Ale chcę to zrobić powolutku i nie chcę żyłować organizmu. Biegam teraz 5-6 km w tempie komfortowym, z którym dawniej biegłam 25 km. Treningi sprawiają mi przyjemność i nie chcę przesadzać. Zimę chciałabym spędzić na crossficie. Wrócę do regularnych treningów, ale już rozsądniej. 

Kojarzycie te momenty mega motywacji? 
- 'Zrobię cudowną sylwetkę do wakacji'
- 'Schudnę do sylwestra'
- 'Pozbędę się boczków do ślubu'
- 'Zaczynam od poniedziałku i naprawdę dam czadu!'
- 'Dobra, biorę się za siebie! Zaczynam super plan treningowy i osiągnę boski efekty! Motywacja max!'

To są momenty, w których narzucamy sobie mocne, intensywne i długie treningi. Nagle okazuje się, że ćwiczymy po 2-3 godzinny dziennie, 6 dni w tygodniu - sama to przeżyłam. A motywacja jest tak mocna, endorfin masa, więc nie chcemy zmniejszyć treningu, a wręcz: mocniej, szybciej i więcej!

Zawsze wtedy zastanawia mnie, co gdy przestaniesz nagle ćwiczyć? Co gdy nie zmniejszysz ilości spożywanych kalorii i zmniejszysz trening z 2 godzin do zera? Co się stanie? Jeśli się nie będziesz pilnować, to przytyjesz! Bolesne, ale prawdziwe.. 

Droga kobieto, jak długo będziesz sobie mogła pozwolić na 2 godziny treningu dziennie? Bez względu na to, ile masz lat, czy 15, czy 20, czy 30. Jeśli nie jesteś z zawodu trenerką fitness, lub inną wychowanką AWF-u, prędzej czy później, nadejdzie w życiu taki moment, w którym zabraknie czasu na regularny trening. Niestety, my kobiety mamy przesrane, większość chce mieć rodzinę i dzieci.. Nie ma się co łudzić, prawdopodobnie wiele z nas czeka, o ile już tego nie doświadcza, praca na pełnym etacie, wychowywanie dzieci, prowadzenie domu, opieka nad mężem - celowo piszę opieka, bo w niektórych przypadkach nie wiadomo, czy więcej uwagi wymagają dzieci, czy mężczyzna.. :D O ile nie masz gosposi, sprzątaczki albo faceta, który kocha gotować i sprzątać - masz albo będziesz mieć przesrane.. i nie wiesz, czy w natłoku obowiązków nie zaprzestasz treningów..xD Nie mam dzieci, nie mam jeszcze męża, ale trochę za bardzo poszłam w pracę i uciekło parę miesięcy ćwiczeń. Czasem dopadną Cię problemy albo choroba, to samo. Nie mam zamiaru uprawiać tutaj czarnowidztwa, ale chcę uświadomić z całą mocą, że NIE WARTO PRZESADZAĆ Z ĆWICZENIAMI, A DIETA NAPRAWDĘ ROBI ROBOTĘ! ;) 

(Bardzo przepraszam Panów, czytelników za ten bezpośredni zwrot do kobiet, ale macie w życiu trochę lepiej, w niektórych względach.:) )

Co do mnie.. polubiłam swoje ciało, o dziwo nie straciłam na jędrnośći, zniknęły mi zbyt duże mięśnie na nogach, które przyprawiały o giganryczne kompleksy, marzy mi się crossfit, ale nie chcę już przesadzać. Wszystko rozsądnie, a zwłaszcza jedzonko. Dlaczego pediatrzy pozwalają dzieciom decydować, o tym co jedzą? Nawet w obliczu tygodnia jedzenia samych ziemniaków? Bo dziecięcy, nieskażony jeszcze organizm doskonale da sobie radę sam i skoro potrzebuje wartości odżywczych z ziemniaków, to będzie je przyswajał tak długo, aż będzie to konieczne.WCIĄŻ UFAM SWOJEMU ORGANIZMOWI CAŁKOWICIE I CHYBA NIE WYCHODZĘ NA TYM ŹLE, BO TRZYMAM WAGĘ I NIE KATUJĘ SIĘ. 


Ps. Mówiąc dieta, nie mam na myśli absolutnie diet Dukana i innych pseudocudów. Mówiąc DIETA, myślę; zdrowe, racjonalne odżywianie, dostarczanie potrzebnych składników odżywczych i witamin, niewielka ilość świństw. Niewielka, a nie zerowa - bo jesteśmy tylko ludźmi, a od 1 paczki ciastek od święta nikomu nie zrobiły się fałdki na brzuszku. :) 

Pozdrawiam Was dziś nieco poważniej i rozsądniej, z nadzieją, że nie zdemotywowałam nikogo, a zwróciłam uwagę, że rozsądek i dieta to jednak ważne słowa. :) 
Ajwonkaa

piątek, 12 czerwca 2015

A Ty? Umiesz walczyć z podjadaniem?

Dzień, jak co dzień.. Wracasz do domu, ze szkoły/pracy/skądkolwiek, zjadasz obiad, niby nie jesteś głodna, ale coś tam byś jednak chętnie zjadła.. Siedzisz, czekasz aż nadejdzie uczycie sytości i zapomnisz o jedzeniu..ale im dłużej siedzisz i im dłużej czekasz, tym mocniej czujesz, że musisz, no po prostu musisz coś przegryźć! W końcu kapitulujesz, idziesz do kuchni, otwierasz lodówkę.. i jesz.. i jesz.. i jesz.. a jak już nie masz siły, to wracasz do pokoju, siadasz i masz ochotę płakać.. Bo czujesz się nagle wielka, gruba, a do tego masz ogromne wyrzuty sumienia.. 

Znasz ten schemat? Miewasz takie dni? Jak walczyć z podjadaniem?:)

Oto moje patenty:
  • Zdjęcie bardzo, ale to bardzo otyłej kobiety na lodówce, najlepiej podczas jedzenia
  • Szklanka wody, gdy chce Ci się jeść, a wiesz, że nie jesteś głodna, nie pomaga? Następna szklanka wody i następna.. Po 3 szklankach powinno zadziałać ;)
  • Zmień nawyki - zawsze do filmu jesz chipsy? Zrób zieloną herbatę i pokrój marchewki. Przecierpisz kilka dni, a w końcu się przyzwyczaisz. 
  • Nie miej czasu myśleć o jedzeniu. Tak sobie zaplanuj dzień, żeby był wypełniony po brzegi i nie było czasu na szukanie jedzenia.
  • Mięta - czasem wystarczy umycie zębów i apetyt spada.
  • Usunięcie z lodówki wszystkiego, co kusi i jest niezdrowe. Jeśli po otworzeniu lodówki znajdujemy warzywa, jogurty naturalne i serki wiejskie, to aż ciężko podjadać ;) 
  • Pomalowanie swojego pokoju na niebieski kolor - obniża apetyt. Totalny masochizm to pomarańczowe ściany w pokoju - pomarańczowy stymuluje apetyt. 
A jeśli mimo to potrzebujesz przekąski, wybierz coś zdrowego: owoce, warzywka, orzechy.. ;) 



W celu rozpoznania wroga, kilka memów; 






A Ty jak radzisz sobie z podjadaniem?

Pozdrawiam,
Ajwonkaa

sobota, 23 maja 2015

Pora na coś spokojniejszego - pilates ;)

Po morderczym Insanity zapragnęłam troszeczkę odpocząć. Nie chodziło mi jednak o leżenie na kanapie, a o nieco spokojniejsze ćwiczenia. ;) Wybór padł na PILATES.

O ile dynamiczne i intensywne ćwiczenia lubię wykonywać w domu, o tyle do pilatesu nie jestem w stanie się zmusić. Narodził się więc pomysł spróbowania zorganizowanych zajęć. Wraz z koleżanką zapisałyśmy się na pierwsze zajęcia. Oczyma wyobraźni widziałyśmy już siebie jako smukłe, gibkie i bardzo rozciągnięte. Z niecierpliwością oczekiwałyśmy na pierwsze zajęcia, aż wreszcie nadszedł ten dzień. Zajęcia miały się rozpocząć o 20, więc na ten dzień zaplanowałyśmy sobie trzydziestokilometrową rundkę rowerami, szybki prysznic, a potem pilates na zwieńczenie dobrego fit dnia.

www.dobryruch.pl

Zaczęło się nie najlepiej. Rowery się przeciągnęły, więc na pilates wpadłyśmy zziajane i odrobinkę spóźnione. Ale pełne dobrych chęci złapałyśmy matę i dołączyłyśmy do grupy. Prowadząca pokazała nam kilka wskazówek jak wykonywać prawidłowo ćwiczenia. Starałyśmy się je robić jak najlepiej, następnie przyszła pora na mięśnie brzucha, następnie kilka ćwiczeń na pośladki i uda (ćwiczenia bardzo podobne, jak te z mel b), dalej rozciąganie kręgosłupa (moja myśl: ale super, wreszcie mam czas poleżeć, poodychać i zadbać o kręgosłup), dalej rozciąganie nóg. Minęło około 40 minut, myślę: super, trochę poleżałyśmy, rozgrzewka zrobiona, teraz zacznie się prawdziwy trening, już się nie mogę doczekać. Nasze wrażenia były jak najbardziej pozytywne i oczekiwałyśmy dalszego ciągu treningu, aż tu nagle zajęcia zwyczajnie się skończyły... Generalnie poleżałyśmy trochę, kilka wdechów, machnięć nogą i brzuszków, szybkie rozciąganie i koniec.

Nie wiem czy trafiłyśmy na kiepskie zajęcia, czy może tak wszędzie wygląda pilates.. Zdecydowanie po nim nie stałyśmy się gibkie i rozciągnięte, co gorsza podejrzewam, że nawet po pół roku zajęć nie byłoby świetnych rezultatów. Jestem zaskoczona, bo przeczytałam mnóstwo artykułów zachwalających pilates. Miało być tyle plusów, jest rozczarowanie.

Co gorsza na te zajęcia uczęszcza wiele kobiet w średnim wieku, z nadzieją na poprawę sylwetki. Każda aktywność jest dobra, ale jeśli ktoś chce zrzucić troszkę ciałka to taki trening, na którym byłam, nawet dwa razy w tygodniu da bardzo niewiele. Zwłaszcza, jeśli na pilates jedzie się samochodem, następnie spokojne ćwiczenia 40minut, a potem duża kolacja, 'bo przecież poćwiczyłam i mogę'. Nie chce absolutnie skreślać, ani negować pilatesu, ale gdzieś głęboko w głowie świta mi myśl, że bombarduje się nas tezami, że takie, a takie ćwiczenia są super, dają rewelacyjne efekty w postaci rewelacyjnej sylwetki w szybkim czasie itd. A może czasem lepsze są najprostsze rozwiązania? Zwykły spacer, bieganie czy rower i mniej spożywanych kalorii? :)

Jednak z racji, iż uważam, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować, teraz pora na wypróbowanie reszty rodziny: jogi i callaneticsu. ;) Może tu będzie więcej szczęścia.


Ciekawa jestem, czy ktoś z Was ma dobre wspomnienia związane z pilatesem i może śmiało polecić taki typ aktywności.

Zresztą bez względu, czy jesteście fanami pilatesu, czy też nie, najważniejsze to znaleźć motywację do ćwiczeń. ;) Miłej soboty wszystkim! :)



Pozdrawiam,
Ajwonkaa

wtorek, 19 maja 2015

Gdzie jestem, gdy mnie nie ma (na blogu)? ;) Codziennośc w stylu fit.

Troszkę mnie tu ostatnio mniej.. Intensywnie w pracy, dużo nadgodzin, każdy weekend od rana do wieczora studia. Dni zapełnione w stu procentach, niestety czasu na bloga nieco mniej.
Co u mnie?;)

Troszkę spokojniej u mnie jeśli chodzi o ćwiczenia. Bieganie, rower, rolki, próba pilatesu, wycieczki w góry, rozciąganie. Bez spiny, bez napiętych harmonogramów. Nie zawsze mam czas na ćwiczenia, ale jeśli mam chwilkę, to staram się ją wykorzystać, jak tylko mogę. Czasem jestem zmęczona i mam ochotę po pracy po prostu odpocząć. Wtedy odpoczywam, w końcu jutro też jest dzień. ;)

Kiedyś mi się wydawało, że napięty harmonogram ćwiczeń 6 dni w tygodniu to przepis na sukces, że choćbym była bardzo zmęczona, to trzeba wziąć się w garść i ćwiczyć. Ostatnio poluzowałam, do niczego się nie zmuszam. Ćwiczę co drugi dzień, choć różnie bywa. Zdrowo jem, ale bywają czasem dni w życiu kobiety, w których dałaby się zabić za czekoladę. W takie dni, jem kilka kostek, kosztem mniejszej kolacji. Świat się nie zawala, a ja mam swoje 5 sekund absolutnego szczęścia.. :D
Nie piję prawie wcale alkoholu, rzadko jem fast foody. Nie liczę obsesyjnie kalorii, rzadko się ważę i mierzę. Mój żołądek przestawił się na zdrowy tryb życia i jeśli uraczę go w przypływie słabości winem/colą/chipsami/hamburgerem etc., to na drugi dzień odczuwam skutki. Żołądek, wątroba albo cały organizm się buntują i zwijam się z bólu brzucha, mam mdłości, jakoś tak mi ciężko i źle. Wtedy stwierdzam, że nie warto, a organizm oddycha z ulgą. :)

Są różne dni w życiu człowieka, czasem ma się więcej czasu na dietę i ćwiczenia, czasem mniej. Dni większej motywacji przychodzą i odchodzą. Sinusoida życia i ćwiczeń. ;) 


Nie chcę przesadzać z ćwiczeniami, bo obawiam się sytuacji, gdy nie będę mogła poświęcić godziny dziennie na ćwiczenia. O ile ktoś nie jest fitnesską, trenerem personalnym, zawodowym sportowcem i nie zajmuje się aktywnością fizyczną w wymiarze ośmiu godzin dziennie, nie ma gwarancji, że zawsze będzie miał dostateczną ilość czasu na ćwiczenia. Która pracująca matka trójki dzieci ma tyle determinacji, żeby między pracą etatową, obowiązkami w domu, znaleźć siłę na dwugodzinny trening na siłowni? W swoim najlepszym okresie ćwiczyłam intensywnie 2 godziny dziennie, przez 6 dni w tygodniu. Co się dzieje, gdy człowiek 2 godziny dziennie zamienia na 2 godziny tygodniowo?
Jeśli nie zmniejsza ilości spożywanych kalorii, prawdopodobnie tyje. A przecież nie chcemy zamienić naszego starannie wypracowanego ciałka na tłuszczyk w niepotrzebnych miejscach. Sama obserwuję i śledzę wiele fit kobiet, które są dla mnie motywacją. Jednak zawsze największe wrażenie robią na mnie osoby, które nie zajmują się sportem z zawodu, a oprócz życia zawodowego i prywatnego znajdują determinację na aktywność sportową. Pracuje w biurze projektowym, razem ze mną swego czasu pracowała koleżanka, której dzień przebiegał w następujący sposób:
4.30 pobudka, sniadanie itd.
5:20 wyjazd do pracy
7:00 rozpoczęcie pracy
17:00 zakończenie pracy
18:30 dojazd na siłownię, trening
20:30 powrót do domu, a następnie obowiązki domowe i inne
Takie osoby podziwiam najbardziej. :)


Nie odradzam absolutnie nikomu intensywnych i częstych sesji ćwiczeniowych. Uważam jednak, że nie ma co przesadzać. Przebiegłaś wczoraj 10 km w szybkim tempie? Odpocznij dzisiaj, porozciągaj się, zregeneruj, a jutro wypoczęta pobiegnij 12 km.

Według mnie aktywność fizyczna powinna cieszyć. Nie powinna być obowiązkiem, nie powinno się do niej zmuszać, realizować za wszelką cenę zbyt ciężkiego dla siebie planu treningowego. Fit to styl życia, a nie przykry obowiązek. ;)

Absolutnie idealna sytuacja to taka, w której trening to element życia codziennego, jak spanie, jedzenie, oddychanie, gdy bez niego czujesz się nieswojo i czegoś Ci w życiu brakuje. 

Żeby nie było zbyt poważnie, na koniec zbiór kilku memów, mieszczących się w tematyce posta.:)





Pozdrawiam,
Ajwonkaa

poniedziałek, 4 maja 2015

Szpagacie albo Ty albo ja..! :D

Szpagacie spędzasz mi sen z powiek! Tak być nie może, więc wypowiadam Ci wojnę! ;) Koniec z marzeniem o szpagacie i biernością w dążeniu do osiągnięcia celu!

Podziwiam dziewczyny, które lubią się rozciągać.. Naprawdę! :) Lubię każdą aktywność, poza strechingiem, natomiast ćwiczenia rozciągające, to dla mnie katorga. Owszem, rozciągam się po ćwiczeniach, ale robię to z konieczności i zupełnie nie sprawia mi to przyjemności.. 

Źródło: google

Marzenie o szpagacie, drzemie od dłuższego czasu gdzieś tam głęboko w moim serduchu lub w głowie, czy gdzie tam znajdują się nasze marzenia. ;) Zazwyczaj mam na tyle determinacji, żeby zrealizować cele, które sobie postawię. Przy szpagacie jednak jestem bezsilna i słaba.

Dziś jednak stwierdziłam, że wcale nie chcę być słaba i skoro marzę, żeby zrobić szpagat, to biorę się do roboty i walczę! :) 

Znam wiele ćwiczeń na rozciąganie, ale wiem, że tym razem potrzebuję jakiegoś konkretnego planu. Zaczynam więc przeszukiwać Internet..

Szkoda, że nie ma konkretnego programu treningowego. Mamy ogrom filmików na brzuszek, boczki, uda, nogi, pośladki itd, ale o wiele mniej znajdziemy publikacji dla szpagatu. 

Podzielę się z Wami, tym co daje nam dobrodziejstwo Internetu.. :) 
  • Obrazki



  • Filmiki:





Więcej propozycji znajduje się również tutaj.

Wybieram pierwsze trzy filmiki i włączam je naprzemiennie do codziennego treningu! Nowy miesiąc, nowe szanse! 

Warto walczyć, choćby dla takich zdjęć: 





Nadejdzie dzień, w którym ja też będę miała takie zdjęcia, bo przecież CHCIEĆ TO MÓC! ;) 

Walczmy o swoje marzenia, realizujmy cele, rozwijajmy się i podejmujmy wyzwanie! ;) Kto, jak nie my? Kto jak nie Ty! Tak, właśnie Ty, możesz zrobić szpagat! :) Nie kręć głową z niedowierzaniem, odejdź od komputera, rozłóż matę, zrób rozgrzewkę, a następnie zacznij się rozciągać! Nie od jutra, od dziś, tu i teraz! ;) A za kilka tygodni, prześlij mi swoją fotkę, jak robisz szpagat! Skąd wiem, że go zrobisz? Mam absolutną pewność, że dasz czadu! ;))

Pozdrawiam serdecznie,
Ajwonkaa

niedziela, 19 kwietnia 2015

Mordercze Insanity ukończone! ;) Recenzja i efekty.

Insanity ukończone!!! Mordercze, intensywne, męczące INSANITY kontra JA - 1:0! ;)

Wreszcie nadszedł dzień, w którym mogę śmiało powiedzieć, że ukończyłam ten program. :) Dużo dumy, dużo szczęścia.. ;) Miło jest wytrwać..;) Trwało to więcej niż powinno, ale było przeplatane bieganiem oraz innymi treningami, chorobami i brakiem czasu, ale na szczęście się udało.

Jaka jest moja opinia o całym programie?

Zdecydowanie wolę drugą część programu. W pierwszej umierałam z nudów, w drugiej już dużo się dzieje. Ja chyba po prostu lubię, gdy często zmieniają się ćwiczenia, jedne po drugim. Wtedy nie mam czasu marudzić, ani patrzyć ile do końca, tylko muszę się skupić, żeby utrzymać tempo. ;) Pracowało całe ciałko, chociaż dużo było ćwiczeń na ręce - wszelakie odmiany pompek. A ręce owszem chciałam wzmocnić, ale bez przesady, wolałbym więcej ćwiczeń na brzuszek. ;) Oczywiście 3 minuty rozciągania z Shaunem, to zdecydowanie za mało i trzeba dołożyć strechingu.

Nie było łatwo ukończyć Insanity. Dużą cześć tego programu zrobiłam 'głową'. Najtrudniejsze były dla mnie pierwsze 4 tygodnie, przez monotonność ćwiczeń. Recovery week wcale nie był taki spokojny, po nim nastąpiły kolejne 4 tygodnie ćwiczeń, bardziej intensywnych i cięższych kondycyjnie, ale zdecydowanie ciekawszych, szybszych i niemonotonnych. Po pierwszej części miałam ochotę zrezygnować. Dużo kosztowało mnie kontynuowanie programu, stoczyłam ze sobą ciężką walkę, ale cieszę się, że nie zrezygnowałam, bo druga część Insanity jest świetna. :) Nie ma łatwo, bo ćwiczenia są naprawdę ciężkie, zakwasy nie ustępują. Ciało dostało duży wycisk w poniedziałek, a we wtorek dostanie jeszcze większy, w środę boli wszystko, w czwartek znikają zakwasy z poniedziałku, ale wciąż pamiętasz wtorek, w piątek myślisz, że umierasz, a w sobotę ledwo powłóczysz nogami, ale jesteś szczęśliwy, że dałeś radę i zakończyłeś kolejny tydzień i wiesz, że od poniedziałku znów będziesz walczyć. ;)
Insanity oprócz profitów w postaci wizualnych efektów, lepszych wymiarów i poprawy kondycji, kształtuje charakter uczy samodyscypliny, samozaparcia i wytrwałości. Absolutnie nie żałuję, że podjęłam wyzwanie, nie wiem, czy miałabym siłę podjąć je jeszcze raz i cieszę się, że już koniec. ;)

Linki do wcześniejszych postów o Insanity:
http://datewithfit.blogspot.com/2015/01/insanity-start-dzien-3.html
http://datewithfit.blogspot.com/2015/02/3-tydzien-insanity-robie-swoje-i-nie.html
http://datewithfit.blogspot.com/2015/03/4-tygodnie-insanity-zakonczone-efekty.html

Efekty?

Nie takie jak po focusie (link) - na początku zawsze są największe efekty.. :)

Ale zauważam kilka pozytywów:
- jędrne ciało, wszystko zbite, nic się nie trzęsie
- pojawiły się mięśnie - zwłaszcza na nogach i łydkach, troszkę na rękach, płaski brzuszek
- podniosła się pupa, nie mam problemów z cellulitem
- wymiary zostały, a ciało poprawia się wizualnie
- poprawa kondycji, szybkości i wytrzymałości

Tak wyglądał fit test przez całe Insanity:


Co do kondycji, to tak patrząc na poprzedni rok, kiedyś 20km na rolkach z prędkością 18km/h to było coś, wracałam padnięta - teraz mnie to nie męczy. Podobnie 40km na rowerze, przez górki, które kiedyś tak męczyły ze średnią prędkością 20km/h - już nie daje takiego wycisku. W takich drobnych sytuacjach zauważam poprawę kondycji, a to zawsze miło jak człowiek zauważa, że staje się sprawniejszy. ;) Do tego szybciej biegam..;)

Podsumowując, Insanity jak najbardziej na plus, dobrze działa na ciało i kondycję. Ale nie polecam dla początkujących, jest naprawdę ciężkie i początkujący mogą się zniechęcić. Ja myślałam, że po focusie T25 mam już jakąś formę i będzie mi łatwiej. Nie było łatwo..:) Jeśli chcesz podjąć wyzwanie i zmierzyć się ze sobą, ze swoją determinacją i kondycją, to próbuj śmiało! :) Satysfakcja po osiągnięciu celu gwarantowana, zarówno w wyglądzie ciała, jak i silnym charakterze.

Co dalej?

Teraz chce mi się czegoś spokojniejszego - może pilates albo joga i więcej biegania.. Muszę dać sąsiadom odpocząć od mojego tupania i dudnienia, wciąż się dziwię, że nie było skarg na moje skakanie..:D Chciałabym wysmuklić uda, bo dzięki bieganiu i Insanity, zrobiły się bardziej umięśnione i masywne. Mój cel to przede wszystkim smukłe i sprawne ciało, dlatego dołożę na pewno więcej strechingu. ;)

Na koniec piękne, dla mnie idealne ciałko, ku motywacji, bo do wakacji coraz bliżej. :)

Źródło: google
Pozdrawiam,
Ajwonkaa

środa, 15 kwietnia 2015

Nie zmuszaj się do ćwiczeń ;)

Ostatnio mam mniej zapału do ćwiczeń.. Piękna wiosna, ciepło, słonko świeci, ale niestety jakoś nie ma powera.. ;) Co robić? Zmusić się do ćwiczeń, czy odpuścić?

Jestem zdania, że lepiej odpuścić jeden, czy dwa dni, a jak trzeba to nawet tydzień, zatęsknić za ćwiczeniami i z ulgą do nich wrócić, zamiast się zmuszać i zniechęcać. ;)

Nie wiem jak u Was, ale u mnie są dni, w którym ćwiczę jak mały motorek - pobiegam, potem poćwiczę Insanity, poprawię abs-em, a na koniec solidne rozciąganie.. Dosłownie niespożyte pokłady energii.. A są takie dni, gdy jestem niewyspana, w pracy niezły młyn, wracam zmęczona i najchętniej wieczorem posiedziałabym, poczytałabym książkę albo zwyczajnie oglądnęła film.. i co robię? Oglądam ten film, nie spinam się, nie stresuję, trudno.. Regeneracja jest równie ważna, jak trening. Skoro mój organizm domaga się odpoczynku, widocznie go potrzebuje.. ;) 

Poza tym, jeśli powiesz sobie: 'nie musisz dziś ćwiczyć' i odpuścisz sobie troszeczkę, to nagle stwierdzisz: 'ale ja przecież chcę ćwiczyć!'. ;) I rozłożysz matę, albo zbierzesz się na siłownie. :)
Wiele z Was ma na pewno rozpisane ciężkie i intensywne plany treningowe, ominięcie dnia albo dwóch, może powodować obawę, że wszystko się posypie.. Nie posypie się, nie bój się, wrócisz do punktu wyjścia, z jeszcze większą werwą. ;)

Ostatnie dni są po prostu piękne..;) Cudna pogoda, promyki słońca na twarzy, jednak zgubiłam gdzieś motywację do biegania, mam nieco gorsze samopoczucie, być może łapie mnie przeziębienie, ale za to mam ogromną ochotę na spacer..i spaceruję dobre dwie godziny. Wracam do domu dotleniona i szczęśliwa, to nic, że opuściłam dziś trening, nadrobię! :) Do niczego się nie zmuszam. :) 

Źródło: google

Udowodniono, że u kobiet chęć do ćwiczeń jest uzależniona od fazy cyklu menstruacyjnego.. Przed okresem baaardzo ciężko zmusić się do ćwiczeń, dodatkowo ćwiczenia te bardziej męczą i ma się mniej siły.. Do tego wzmożony apetyt.. Niestety ani brak chęci do ćwiczeń, ani nieustanny wilczy głód nie pomagają w osiągnięciu idealnej sylwetki.. 

Natomiast po okresie, następuje koniec męczarni. Wraca motywacja i chęć do ćwiczeń, nawet siły jakoś więcej i kondycja lepsza..;) 

Nie ma co się zmuszać, zaufaj swojemu organizmowi, jeśli czujesz się słabiej, zgubiłaś motywację, nie masz na nic siły, odpocznij.. Wyśpij się, zregeneruj i zatęsknij za aktywnością! :) 

Stęskniona z radością i jeszcze większą werwą, wrócisz do ćwiczeń, a Twoje ciałko nic nie straci bez dwóch dni ćwiczeń. ;) 

Na koniec, garstka motywacji. ;) Wszystkie zdjęcia pochodzą z facebooka, z różnych motywujących portali. Mam ich na telefonie i komputerze pozapisywaną całą masę i niejednokrotnie służą mi pomocą, w gorsze dni. 






Pozdrawiam, 
Ajwonkaa

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Bez sportowego stanika ani rusz!

Wiele kobiet bagatelizuje sprawę stanika sportowego. O ile kobiety z większym biustem, które odczuwają dyskomfort podczas ćwiczeń w zwykłym biustonoszu, często sięgają po sportowy odpowiednik, o tyle kobietom ze średnim i mniejszym biustem często zdarza się o tym zapominać.

Tymczasem sportowy staniczek jest obowiązkowy podczas ćwiczeń dla każdej kobiety, bez względu na rozmiar biustu. Rozmiar ma jedynie znaczenie przy doborze modelu stanika sportowego.

Co się dzieje z naszym biustem podczas ćwiczeń?



Biust podczas ćwiczeń ulega obciążeniom. Podczas ruchu, który powoduje przeciążenia, rozciąga się tkanka łączna z której zbudowane są piersi. Jaki jest efekt? Piersi tracą elastyczność, jędrność, a nawet mogą zmienić kształt. A co gorsza.. raz rozciągnięta tkanka łączna nie powróci do stanu początkowego. Zmiany, które nastąpiły w biuście, będą nieodwracalne..

A przecież ćwiczymy po to, żeby ciało było jędrne i piękne, nie chcemy w gratisie otrzymać obwisłego biustu.. ;)

W zależności od rodzaju wykonywanych ćwiczeń, piersi poruszają się w górę i w dół z mniejszą i większą intensywnością.. Według badań, podczas biegu, przy każdym kroku piersi podnoszą się około 9 cm, co przy 1 km biegu daje 84m!!! Podczas 5-kilometrowego biegu nasze piersi unoszą się łącznie na 420m, czyli niecałe 0,5 km..!

Naturalne podtrzymanie piersi nie jest super mocne. Za kształt piersi nie są odpowiedzialne mieśnie klatki piersiowej, piersi nie są umięśnione. Za wygląd biustu odpowiadają więzadła Coopera. Poddane są one ciągłemu naciąganiu, a nadmierne przeciążenia mogą skutkować trwałymi zniekształceniami i obwisaniem piersi!

Zadbaj o swój piękny biust i zacznij używać porządnego sportowego stanika. I nie mówię to o sportowych topach, które są ładne, miękkie i nic poza tym.. Mówię o dobrze trzymającym i likwidującym obciążenia staniku. Dobry sportowy biustonosz powinien unieruchomić piersi, dzięki niemu piersi nie będą podskakiwać, naciągać się i boleć.

Praktycznie podczas każdej aktywności fizycznej powinno się mieć na sobie sportowy biustonosz. Tak samo jak ważne jest to podczas biegania, tak istotne jest podczas jazdy na rowerze, ćwiczeń na siłowni, na zajęciach fitness, a nawet podczas wędrówki.

A jeśli dalej nie wierzysz, obejrzyj filmik..


Shock absorber przez ulfablabla

Zainwestuj w dobry, sportowy stanik, a Twoje piersi Ci podziękują! :)

Pozdrawiam,
Ajwonkaa

niedziela, 29 marca 2015

Potraktuj przedświąteczne porządki jako dodatkowy trenieng! :)

Nikt chyba nie lubi  przedświątecznych porządków.. Praktycznie w każdym domu święta kojarzą się ze sprzątaniem, myciem okien, pucowaniem podłóg i generalnie przewróceniem całego domu do góry nogami.. :)
Źródło: kobieta.wp.pl

Zamiast narzekać albo się denerwować, proponuję potraktować przedświąteczne porządki jako dodatkowy trening.

Ile kalorii możemy spalić, podczas światecznych porządków?:)
Czas wykonywania poniższych czynności to 60 minut.

  • mycie okien - 180kcal
  • odkurzanie - 240kcal
  • prasowanie - 110kcal
  • robienie zakupów - 126kcal
  • sprzątanie domu - 190kcal
  • zmywanie naczyń - 110kcal
  • gotowanie - 80kcal
  • ścieranie kurzu - 240kcal
  • trzepanie dywanów - 260kcal
  • szorowanie podłóg - 240kcal

(Większość wartości (przyjęte dla kobiety, o wadze 55kg) pochodzi ze strony: http://kalkulatorkalorii.net/ )

Ten kalkulator spalonych kalorii wydaje mi się dość miarodajny, ponieważ w przypadku innych czynności - biegania, chodzenia, jazdy na rowerze, garmin wylicza mi podobne wartości spalonych kalorii, jak te wskazane na stronie.
Oczywiście im więcej ważymy, tym liczba spalonych kalorii będzie większa. :) Dla osoby o wadze 55kg godzinne mycie okien oznacza spalenie 180kcal, dla osoby ważącej 75 kg będzie to 250kcal.

Połączenie domowych obowiązków może dać niezły trening..:)

Źródło: Mapa Spontex Polska

Albo możemy też z przedświątecznymi porządkami poradzić w prostszy sposób:

Źródło: demotywatory.pl

Który sposób wybieracie? :D

Pozdrawiam przedświątecznie,
Ajwonkaa

wtorek, 24 marca 2015

Fit party - czyli nie rób mi na złość :)

Ćwiczysz i zdrowo się odżywiasz, nie jesz dziadostwa, unikasz alkoholu, dbasz o siebie i dobrze Ci idzie, a potem idziesz do koleżanki, do rodziny albo do znajomych a na stole ciasta, ciasteczka, szeroko pojęte słodycze, a do tego chipsy, paluszki i jeszcze krakersy.

Polacy są znani z gościnności i jest to bardzo dobra cecha, ale jeśli starasz się nie jeść słodyczy i niezdrowych przekąsek, to owa gościnność potrafi dać się we znaki.. :)

Automatycznie wpadamy w pułapkę; koleżanka/ciocia/babcia upiekła ciasto.. Wiesz, że wymagało to pracy, czasu i kosztów..i zwyczajnie głupio Ci chociaż nie spróbować. I toczysz walkę, czy sprawić komuś przykrość, czy może zapomnieć o swoich postanowieniach i sprawić komuś radość. Opcja numer jeden jest dla twardych i odważnych, propozycja numer dwa może skutkować wyrzutami sumienia, przekroczeniem kalorii na dany dzień i przykładowo brakiem kolacji. Jeden kawałek ciasta zamiast odżywczej kolacji..;)

Od dziecka rodzice uczą nas, że nie wolno wyrzucać jedzenia i powinno się jeść wszystko do końca. Od najmłodszych lat słyszymy też, że jeśli ktoś się nad czymś napracował, to nie wypada chociaż tego nie spróbować. A niestety czasem porcje są za duże i lepiej byłoby zostawić trochę na talerzu, a ciasto i ciasteczka nie były warte tych kalorii, które się w siebie wrzuciło. Błędne koło..

O ile prościej, zamiast decydować czy lepiej pozwolić, żeby ktoś się na nas obraził, czy mieć wyrzuty sumienia, że zjadło się coś, czego nie powinno, byłoby chodzić do znajomych na FIT PARTY.

FIT PARTY to kilka drobnych zmian:
- owoce lub sałatka zamiast ciasta
- marchewki, korniszony i inne warzywka zamiast chipsów
- jogurt naturalny z owocami zamiast lodów z bitą śmietaną
- zielona herbata, koktajl owocowy lub świeżo wyciskany sok zamiast coli lub soku z kartonu







Fit party też może być pyszne, a na pewno będzie zdrowe i lekkie.. :)

To samo jest z obiadami u rodziny.. Nasz klasyczny polski obiad: tłusty rosół z makaronem, schabowy (smażony i w panierce!), ziemniaki i kapusta zasmażana zdecydowanie nie należy do fit dań.. O ile prościej byłoby iść do babci na obiad i zjeść delikatną, jarzynową zupkę, a na drugie danie grillowanego fileta z kurczaka, brązowy ryż i brokuły.. ;)

Nie jest łatwo odmówić sobie tych wszystkich pyszności, które leżą na stole.. Tak więc jeśli masz znajomych, którzy dbają o linię, nie rób im na złość i zadbaj, żeby na stole było też coś lekkiego, a na pewno będą Ci wdzięczni i zjedzą do końca..;)

A jakie są Twoje pomysły na fit przekąski?

Pozdrawiam,
Ajwonkaa

piątek, 20 marca 2015

NIE DLA AEROBICZNEJ 6 WEIDERA!!!

Lato coraz bliżej, coraz większa liczba osób zaczyna o siebie dbać.. Przez zimę nazbierało się tu i tam sadełka.. Zrobiła się oponka na brzuchu.. Wpadamy na pomysł, że trzeba by ją spalić. Co więc robi wiele osób?
Otóż zachęceni świetnymi opiniami i błyskawicznymi efektami, sięgają po ... AEROBICZNĄ 6 WEIDERA! Niestety jest to najgorszy możliwy wybór!! AEROBICZNA 6 WEIDERA JEST SZKODLIWA DLA ZDROWIA! To jest o tyle przykra sytuacja, że ktoś chce zadbać o swoją formę, a przypadkiem niszczy swoje zdrowie.. 

Nigdy, przenigdy nie ćwicz 6 Weidera!! ;) Wszystko, tylko nie to. ;)

Co to jest 6 Weidera i dlaczego nie powinno się jej ćwiczyć?

Źródło: google

Po wygooglowaniu efektów tego ćwiczenia, człowiekowi wydaje się, że 6 Weidera to jakiś cud.. Zaledwie 42 dni i piękna krateczka na brzuchu..

Źródło: google

Niestety.. to napięcie mięśniowe, jedynie złudzenie spowodowane wykonywaniem ogromnej ilości powtórzeń każdego dnia. Nie ma czasu na regenerację, ani odpoczynek. Co gorsza, piękny brzuszek to efekt przejściowy, który z każdym dniem jest słabszy. Ja po dwóch tygodniach miałam z powrotem taki brzuch, jak przed rozpoczęciem tych ćwiczeń. Stałe wykonywanie tych ćwiczeń grozi zwyrodnieniami kręgosłupa. 

Chyba nikt nie chce otrzymać dyskopatii odcinka lędzwiowo-krzyżówego, na pamiątkę po ćwiczeniach.. 

W moim otoczeniu co jakiś czas słyszę, o chęci podjęcia tego wyzwania.. Dlatego uważam, że trzeba o tym mówić i ostrzegać przed negatywnymi skutkami! ;) 

Sama popełniłam dawno temu ten błąd. Jakieś 5-6 lat temu, w liceum, założyłam się z kolegami, o to kto z nas ukończy 6 Weidera. Do dziś pamiętam jakie miałam zawzięcie. Ja i 5 kolegów - wojna płci. Potrafiłam cały dzień być poza domem, wrócić o 23 i zmęczona robić 6 Weidera.. Z każdym dniem coraz bardziej bolał mnie kręgosłup, ale nie mogłam się poddać. Ukończyłam jako jedyna, wygrałam zakład, kolegom poszło w pięty, a ja byłam z siebie dumna. Miałam piękny, umięśniony brzuszek.. przez TYDZIEŃ, może dwa.. Potem brzuszka już nie było.. Został masakryczny ból pleców.. Nie mogłam siedzieć, nie mogłam stać.. Wtedy powiedziałam sobie, nigdy więcej 6 Weidera. ;)
Nawet na samo wspomnienie rozbolał mnie kręgosłup... :D 

Przestrzegam przed źle działającymi ćwiczeniami. Czasem chcemy dobrze, pragniemy o siebie zadbać, walczymy o piękną sylwetkę złymi metodami i wychodzi nie tak jak powinno.. Z szóstką weidera na pewno nie wyjdzie dobrze..

Nie da się spalić tłuszczu z jednego miejsca. 
Nie wierz w cuda (albo wierz w medycynę estetyczną..:) ). Jeśłi chcesz odsłonić mięśnie brzucha, musisz spalić tłuszczyk, który je zasłania..

A co do oponki na brzuchu.. Prawda stara jak świat: ABS robi się przede wszystkim w kuchni!
Nie pomogą godziny ćwiczeń, jeśli niezdrowo się odżywiasz.

Na koniec życzę sobie i Wam życzę takiego brzuszka, jak poniżej bez żadnych, negatywnych skutków..;)

Źródło: google
Pozdrawiam,
Ajwonkaa

czwartek, 19 marca 2015

BPU i TABATA - czym chata fitnessu bogata

Wiosna już w pełni! ;) Za mną bardzo przyjemna niedziela, miałam okazję być na otwarciu nowego klubu Fitness.



W ramach pokazowych zajęć BPU i Tabata.:)

BPU - brzuch, pośladki, uda. Rozgrzewka, a następnie niezły wycisk dla brzuszka, pośladków i ud. Dziś jest czwartek, a ja podczas biegania, dalej czuję niedzielne ćwiczenia na pośladki. A na koniec rozciąganie. Logicznie przeprowadzone ćwiczenia, szło się zmęczyć, jak najbardziej na plus. :)


5 minut zabawy na bieżni - zabawy, bo chciałam zobaczyć jaką najszybszą prędkość rozwinę na bieżni, ale w końcu podszedł do mnie trener i zapytał, czy nie za szybko biegnę. Moja odpowiedź, że chcę zobaczyć jaką prędkość mogę wykręcić, chyba nie bardzo mu się spodobała.. Odpowiedział coś o tym, że kiepsko będą wyglądały nowopomalowane ściany z moim butami, na nich odbitymi.. Ulitowałam się więc nad ścianami i poszłam na tabatę. ;)

TABATA - 4 minutowy trening, bardzo krótki, bardzo intensywny. Przez 20 sekund wykonujemy jak najwięcej powtórzeń danego ćwiczenia, następnie 10 sekund przerwy. Taką sesję wykonujemy 8 razy. Sęk w tym, że cały czterominutowy cykl ćwiczeń, powtórzyliśmy 8 razy, dla każdego ćwicznia osobno: rowerek, przysiady z wyskokiem, brzuszki, przysiady na jedną nogę, wymachy rąk z hantelkami, pajacyki z hantelkami, krokodylki i deska. Zmasakrowany każdy skrawek ciała, masa endorfin i zadowolenia. :)


Fitnessy naprawdę dają radę! :) Fajnie czasem poćwiczyć z innym ludźmi, a zamiast filmiku z ćwiczeniami, mieć przed sobą trenerkę w realu. ;) 

Korci mnie żeby zapisać się na cross fit i na streching.. ale dopiero po skończeniu Insanity. ;)

A jakie Wy wybieracie zajęcia fitness?:)